Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
31 |
01
|
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08
|
09 |
10
|
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20
|
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
Najnowsze wpisy, strona 1
Przejdę przez ten świat tylko jeden raz. Dlatego cokolwiek mogę
zrobić dobrego lub jakąkolwiek komukolwiek wyświadczyć przysługę,
niech uczynię to teraz. Niech tego nie odkładam ani nie zaniedbuję
bo nie będe szedł tą drogą NIGDY WIĘCEJ...
Był to stary, jakby zamkowy korytarz, wąski, ciemny. Na ścianach wisiały
pochodnie, które swymi tańczącymi płomianiami tworzyły tajemny półmrok.
Z sufitu gęsto zwisały korzenie jakiś roślin, między którymi rozpięte były
potężne łańcuchy pajęczyn, będące miejscem zamieszkania pewnej grupy
wyspecjalizowanych w zabijanu stawonogów. Na zimnych ścianach dostrzec można
z łatwością rozbryzganą, zastygłą już krew. Cichutko.. tuż nad kamienną posadzką
skradała się biała, półprzeźroczysta mgiełka... w powietrzu unosił się ochydny
zapach strachu, Ktoś mnie obserwuje, to uczucie, towarzyszy
mi od początku - pomyślał. Szedł dalej powolnym, ostrożnym krokiem. Długie
pomieszczenie, specyficznego klimatu nadawały mu roztańczone,
od podmuchów chłodnego wiatru, płonące pochodnie, dzięki którym wszystko
zdawało się poruszać. Poruszać swoim powolnym rytmem, choć było to tylko
złudzenie. Może tak, a może nie. Tej nocy nie wszystko jest pewne.
Mroczny, hipnotyczny taniec cieni. Wszechobecne ślady krwii, jej zapach
wgryza się w nozdrza. Korytarz zakończył swój bieg, a wraz z nim
napawające dreszczem, uczucie obserwacji. Rozpostarł sie przed nim
krajobraz rozpaczy. Stary gotycki cmentarz. Wielkie,
skruszałe już kamienne krzyże wbite w małe wzniesienia przedstawiające
nieznane groby. Wszędobylski mech, porosty, czas i warunki atmosferyczne
przez całe lata niszczyły tenże, niegdyś zadbany, połać gruntu.
Mgła, ona jest wszędzie, znacznie gęstsza niż w korytarzu, chłodniejsza,
nie pozwalająca na to, aby ją zignorować. Tak gęsta, że gdyby nie silne
światło księżycowe, to z pewnością nie dostrzegłby nawet własnej dłoni.
Ziemia była czarna, spopielona. Na tym czarnym morzu niczym wysepki
archipelagu rosły skupiska, kępy trawy. Przyroda wraca powoli do swego
normalnego rytmu życia, dąży do harmonii, w przeciwieństwoe do człowieka.
Drzewa tej połaci były także w martwiczym letargu, zbyt ciężkie rany
poniosły. Je czeka śmierć. Nie zostanie po nich nawet wspomnienie.
Myślał że trafił na dawne cmentarzysko. Dziwne jednak było ono, gdyż
co krok, potykał się lub nastąpywał na jakiś oręż...
Miecze, szable, topory, włócznie, wikiery ... nie zabrakło tez
rynsztunku takiego jak tarcze, pawęże, ciężkie i lekkie zbroje, żelazne
rękawice. Narzędzia niosące i pomocnicze w zadawaniu bólu, uśmiercaniu
drugiego istnienia. Rozejżał się dookoła. Znów to czuje, znów to
okropne uczucie. Obserwacja. Nagle coś dostrzegł, gdzieś tam we mgle.
Cień, być może człowieka. Owa postać jednak zniknęła z pola widzenia
równie szybko jak się pojawiła. Nie uspokoiło go to jednak, ponieważ
wciąż był mas, w nieznamym mu dotąd miejscu. Podążał więc dalej, nie
wiedział gdzie, chciał tylko odejść z tąd jak najszybciej.
Tym razem na jego drodze pojawiło się coś innego. Były to ścierwa ludzkie,
które kiedyś można było nazwać wojownikami lub rycerzami. Dziwne. Tak
jakby przeniósł się w czasie. Na niektórych zwłokach dostrzegał jeszcze
robactwo które w swym głodowym szale toczyło resztki ścięgien, mięśni
i innych tkanek. Odziane w ciężkie pancerze, leżące jeden na drugim.
poprzebijane halabardami. Zmiażdżone od potężnych uderzeń wojennych
młotów. Choć były to już tylko szkielety, dostrzec można było ból,
cierpiernie i strach... a zarazem gniew, agresję, nienawiść.
Powietrze miało dziwny... słodkawy zapach. Zapach śmierci? ... nie do
opisana, każdy z nas kiedyś go poczuje.
Uczucie, że ktoś go odbserwuje było coraz silniejsze... w tle dało się
słyszeć złowieszczy śpiew kruków... przeplatany nutami chłodnego wiatru.
Coraz większy strach rozdzierał jego umysł. Szarpał nerwy. W jednej chwili,
jakby z czeluści piekielnych pochodziła i zstąpiła na ziemię, pojawiła się
Wysoka, okryta szerokim płaszczem postać. Na głowie zaś miała wielki kaptur.
Chciał przyjżeć się jego twarzy, lecz Mrok starannie ją skrywa.
Mroczna postać odwróciła się na pięcie i odchodziła ... znikała we mgle.
Chciał podążyć za nią, po kilku krokach stracił Mrocznego Nieznajomego z oczu,
sosrzeł jednak coś innego. Intrygujące, tańczące płomienie. Były blisko, o
kilka kolejnych kroków dalej. Postanowił podejść ALE... zimna stal mu
w tym przeszkodziła. Poczuł jak w jego ciało, z chirurgiczną precyzją,
zagłębia się ostrze, trzymane w dłoniach Mrocznej Postaci. Dostrzegł
szyderczy uśmiech na jego twarzy, tym razem zakrytej
niecałkowicie przez Cień. Gardło zalała krew, która wyciekała ustami,
nosem, wlewała się do jamy żołądka oraz płuc. Krztusił się próbując złapać
oddech. Osunął się na kolana, Ciemność zapadła całkowita, Ciemność.
Czuł jak uchodzi z niego życie, przejmujący chłód i smutek.
Chciałbym wam o czymś powiedzieć. A mianowicie chodzi o mój przyszły zawód.
Choć zasady dydaktyczne, wiedza oraz umiejętności wtłaczane są we mnie
już od poczatku roku szkolnego, to od kilku dni dopiero zaczynam zdawać
sobię sprawę jak ogromna odpowiedzialność na mnie spoczywać będzie.
Będe miał niemal boską władzę... boską? Może dla tego, że w moich rękach...
dłoniach spoczywać będzie życia drugiego człowieka... ode mnie będzie zależeć
czy odejdzie do wieczności teraz, a przyczyn zewnętrznych... czy może przyjdzie
na niego czas dopiero przy późnej straości. Niekidy będe potężniejszy
niż śmierć... wyrywając z jej objęć wiele osób... nieraz mi się uda, ale
na pewno będą przypadki w których będe bezsilny... i to jest najgorsze.
z TYM będe musiał żyć dalej ... i nie przejmować się TYM, że na moich oczach,
człowiek, którego ratowałem... umrze... odejdzie na tamten, być może lepszy świat
... Krzysztof Panufnik, nasz wykładowca z Dydaktyki, wiele mu zawdzięcza,
zwłaszcza tego że przez niego znacznie zmienił się mój pogląd na świat...
Powiedział bardzo ważne zdanie, a mianowicie:
"Ten zawód was zniszczy... padniecie na pysk, będziecie mieli do czynienia
ze śmiercią... cierpieniem i jeżeli wasza psychika będzie zbyt słaba...
będziecie skończeni (...) dlatego nauczcie się dostrzegać w życiu każdą
pozytywną rzecz ... cokolwiek radosnego... "
Osobiscie od siebie dodałbym do tego jeszcze kolka słów.
Znajdźcie sobie w życi kogoś, w kim będziecie mogli upatrywać sobie podporę,
znajdźcie kogoś dla kogo będzie sens wrócić do domu... zasiąść do obiadu,
spojżeć mu w oczy... przytulić się. Jutro nastanie nowy dzień, w którym
spotkacie się z kolejnymi przeciwnościami...
PS.
Niedługo pojawi się kolejna Notka, która w przygotowaniu juz jest.
Będąca oczywiście kolejnym opowiadaniem, mogącym krążyć przy ognisku...
Moje życowe plany... ?
Kochać ... i chociaż troszkę... być kochanym...
Wieczór. Zbliżająca się noc. Purpurowe niebo, zasnute kołdrą chmur.
Gęsty las mieszany. Księżyc wzniósł swą tarczę na bezchmurną część nieba,
aby blaskiem odegnać chmurny korzuch, aby blask swój spokojny roztoczyć na
ziemię. Zmrok ogarnia połacie lasu, zmrok ogarnia coraz większe obszary. Poprzez
korony drzew przebijają się liczne smugi światła księżycowego.
Spokuj i harmonia, którą ośmielał się przerywać jedynie wiatr,
który swój talent każdemu chciał zaprezentować.
Jak on delikatnie potrafi grać na gałązkach krzaków, na konarach
potężnych drzew oraz pośród leśnej ściółki. Gra na zmysłach. Tuż nad ziemią
zwiewna mgiełka rozpościerała się. Pewna szczupła postać przemierzała drogę
poprzez ten ciemny las. Przemierzała go jedną wąską ścieżką, która dawno
nie czuła na sobie ludzkiej stopy. Spacerowała tak powoli, owiany myślą
samotności i bezmiernego lęku przed czymś nieznamym.
W pewnej chwili dopstrzegł on postać.
Postać innego wędrowca, lecz nie takiego zwyczajnego. Sam jego widok
napawał grozą. Był to upiór. Jego wygląd, zjawa z najgorszych koszmarów. Jego
spojżenie, zimne i twarde. Płynął bezszelestnie, tuż nad ziemią,
wpatrzony gdzies w dal. Roztaczał tajemniczą mroczną aurę. Coś jakby kazało mu
podążać za nim. Równocześnie słyszałem jak z jego wnętrza wydobywa się głos.
Przeraźliwie drżący głos, który chciał zaprzeczyć zamiarowi podążania za
takemniczą postacią. Śledził upiorną postać, aż do momentu gdy ta nagle
przystanęła. szczupły wędrowiec także się zatrzymał, ale stał on sztywno
niczym obsydianowy posąg. Każda część jego ciała odmawiała mu posłuszeństwa.
Był jakby sparaliżowany, a jego wzrok skierowany był na lewitującego upiora.
Spostrzegł, że ów postać dobywa czegoś, co było uwieszone u jego pasa.
To coś było szlachetnie zdobionym sztyletem.
Rytualnym ostrzem, które niejedną już krew przelało.
Widać było jak strach wstąpił w oczy szczupłej, zalanej cieniem
postaci. Strach tak potężny jak nigdy przedtem. Dementorowa postać, zwróciła ku
niemu swe oblicze. Było ciemno, gra cieni i księżycowego światła oszałamiała
zmysły, a wiatr... on jak zwykle był wszedzie. Cichutko przygrywał swą
nastrojową melodię. Wśród krzaków, drzew, skał, liści i traw. Nastała cisza,
upiorna i mroźna. Stał, a chwila wydawała się wiecznością.
Oczekiwanie na nieznane, na cokolwiek. Upiór płynął w powietrzu, tak lekko,
tak spokojnie. uniósł ostrze do szyi śmiertelnika. Powolnym i jednostajnym
ruchem poprowadził krwawą linię. Przez szyję, kończąc na klatce piersiowej.
Tak delikatnie. Niczym rzeźbiarz pieszczący swe dzieło. Rysa na ciele...
naznaczenie. Oczy miał zamknięte, aby spróbować ukoić,
choć trochę, straszliwy ból. Lecz On mu na to nei pozwolił. Wdarł się głęboko
do jego umysłu, potęgując ból. Gdy skończył, unósł swe ostrze wysoko,
w blasku księżyca, w przeszywającym jak nigdy mrozie... Uderzył. Z całą swoją
mroczną mocą, upostaciowioną w szlachetnie zdobionym sztylecie. Upadł, osunął
się bezwładnie na zroszoną, jego własną krwią ziemię. Oczy jego były wciąż
zamknięte. Nic nie czuł, ale uświadomił sobie że otwiera oczy. Ujżał ciemność.
Była wszędzie, przed, obok ... nad i pod nim. Otaczała go ze wszystkich stron.
Powstał, lecz w chwilę po tym upadł. Silny ból powalił go na kolana, po to
aby stoczył się się w przepaść. Spadał w odchałń nicości. Nie pamiętał już nic.
Do wschody słońca pozostały cztery godziny...