Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29
|
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
Najnowsze wpisy, strona 2
Noc. Płaczące niebo rozdzierane krzykiem piorunów, błyskawic...
Niepewnym, wolnym krokiem przemierza potoki ulic pochylona zacieniona postać.
Niespokojna burzowa noc. Coraz głośniejsze grzmoty. Próbując pozbierać myśli,
omiata na wpół otwartymi oczami przestrzeń pod nim, aby móc w miare bezpiecznie
Postawić kolejny krok, ale nie kroki są ważne... coś nie daje spokoju jego
rozumowi, coś przytłacza go. Jest zdezorientowany. Nie zważa na warunki
pogodowe... Grzmot, Błysk, Ulewa. To wszystko zdaje się być złudzeniem. Nie chce
tego odczuwać, ale czuje... jest zbyt przywiązany do rzeczywistości. Odczuwa każdą
kroplę spadającą na jego głowę, odczuwa każdą kroplę zmywającą jego łzę, Odczuwa
każdą inną spadającą obok niego. Chłód... przeszywa go na wskroś, trzęsie się.
Jest wyrażnie osłabiony, nie szuka jednak schronienia, nie szuka pomocy.
Spaceruje ulicą, spaceruje tak powoli, spaceruje tak gdyż świata nie dostrzega.
W oczach ma deszcz... łzy i strach. Idzie ulicą, idzie tak powoli, tak powoli
jakby sił już nie miał. Idzie nie zauważony przez nikogo, Idzie sam... podnosi
na chwilę wzrok, spogląda w niebo, coraz straszniejszy ból. Ból pulsujący,
coraz bardziej narastający, przeraźliwy... bo niefizyczny. Chłód, on ma dreszcze,
trzęsie się lecz na wbrew temu idzie dalej. Kroki jego były coraz wolniejsze,
coraz mniejsze i szedł tak dalej, a wraz z nim jego cień. Deszcz nie ustawał,
padało coraz mocniej... czuł jak ciało odmawia mu posłuszeństwa.
Nagle przestał się trząść. Nieubłagany czas zdawał się spowolnić swój bieg.
Jego wzrok skierował się na niebo i ujżał błyskawicę, która przemierzyła niebo,
niczym on ulicę, tak powoli, tak... spokojnie. Ciemność i nagły oślepiający błysk.
Znowu ciemność. Głuchy trzask, coś upadło, lecz nie zwrócił na to uwagi.
Przestał odczuwać zimno... deszcz. Czuł się tak jakoś lekko, sam nie wiedział
dlaczego. Kilka następnych kroków i przystanął. Coś nie dawało mu spokoju,
coś dręczy jego biedne myśli, nie było to to samo co przedtem. Rozejżał się
dookoła. Nie dostrzegł niczego dziwnego. Tylko ten sam ciemny, deszczowy,
ponury krajobraz. Spojżał w niebo... nic nowego. Burzowe chmury, błyskawice i
deszcz. Spoglądał na to wszystko i uświadomił sobie że nie mruży oczu. Dziwne.
Zwłaszcza podczas deszczu. Ogarneło go przerażenie. Odwrócił się.
Dojżał tym razem COŚ. Niewyraźny cień, kilka kroków za nim. Podszedł bliżej,
aby się przyjżeć... SOBIE. Jego ciało, strasznie pobladłe,
ułożone w pozycji embrionalnej. Dostrzegł także krew, spływała z ust i nosa.
Krew zabarwienia prawie czarnego, utworzyła spory strumień, spływający
do pobliskiej studzienki kanalizacyjnej. Jego palce, powieki...
wciąż jeszcze drżały... targane chaotycznymi impulsami nerwowymi. Wzrok jego
przerażony uniósł się jeszcze raz. Ujżał on inną postać. Nie zdążył
nawet słowa z siebie wydobyć. Gdyż niczym piorun rozcinający niebo... tak
ogniste ostrze kosy zagłębiło się w bezcielesną duszę jego.
Mroczny Żniwiarz odszedł w mrok, zadowolony z kolejnej ofiary.
A co ze mną ? Ja tam byłem... stałem z boku, wszystko widziałem.
W ciemnej uliczce zapłonęły piekielne oczy... Strach. Nastała ciemność.
Słyszałem tylko bicie własnego serca... świst. Po chwili nie słyszałem już niczego
... ... ... ... ... ... .. . . . . . . . . .
Dzisieszy dzień można uważać za powstanie mojego bloga...
przy drobnej sugestii pewnej osoby :) oraz długich chwilach spędzonych na
przemyśleniu tego. Blog ten powstał przy niewspółmiernej pomocy mego brata...
któremu dziękuje!
Mam także nadzieje, że niedługo pojawią się nowe notki... może jeszcze dziś, albo
jutro. Kiedyś na pewno.
Na ten czas koniec.