Archiwum listopad 2005


lis 20 2005 Święty Paweł
Komentarze: 0
Przejdę przez ten świat tylko jeden raz. Dlatego cokolwiek mogę zrobić dobrego lub jakąkolwiek komukolwiek wyświadczyć przysługę, niech uczynię to teraz. Niech tego nie odkładam ani nie zaniedbuję bo nie będe szedł tą drogą NIGDY WIĘCEJ...
para_medic : :
lis 10 2005 Mgła wszechwiedząca...
Komentarze: 3
Był to stary, jakby zamkowy korytarz, wąski, ciemny. Na ścianach wisiały pochodnie, które swymi tańczącymi płomianiami tworzyły tajemny półmrok. Z sufitu gęsto zwisały korzenie jakiś roślin, między którymi rozpięte były potężne łańcuchy pajęczyn, będące miejscem zamieszkania pewnej grupy wyspecjalizowanych w zabijanu stawonogów. Na zimnych ścianach dostrzec można z łatwością rozbryzganą, zastygłą już krew. Cichutko.. tuż nad kamienną posadzką skradała się biała, półprzeźroczysta mgiełka... w powietrzu unosił się ochydny zapach strachu, Ktoś mnie obserwuje, to uczucie, towarzyszy mi od początku - pomyślał. Szedł dalej powolnym, ostrożnym krokiem. Długie pomieszczenie, specyficznego klimatu nadawały mu roztańczone, od podmuchów chłodnego wiatru, płonące pochodnie, dzięki którym wszystko zdawało się poruszać. Poruszać swoim powolnym rytmem, choć było to tylko złudzenie. Może tak, a może nie. Tej nocy nie wszystko jest pewne. Mroczny, hipnotyczny taniec cieni. Wszechobecne ślady krwii, jej zapach wgryza się w nozdrza. Korytarz zakończył swój bieg, a wraz z nim napawające dreszczem, uczucie obserwacji. Rozpostarł sie przed nim krajobraz rozpaczy. Stary gotycki cmentarz. Wielkie, skruszałe już kamienne krzyże wbite w małe wzniesienia przedstawiające nieznane groby. Wszędobylski mech, porosty, czas i warunki atmosferyczne przez całe lata niszczyły tenże, niegdyś zadbany, połać gruntu. Mgła, ona jest wszędzie, znacznie gęstsza niż w korytarzu, chłodniejsza, nie pozwalająca na to, aby ją zignorować. Tak gęsta, że gdyby nie silne światło księżycowe, to z pewnością nie dostrzegłby nawet własnej dłoni. Ziemia była czarna, spopielona. Na tym czarnym morzu niczym wysepki archipelagu rosły skupiska, kępy trawy. Przyroda wraca powoli do swego normalnego rytmu życia, dąży do harmonii, w przeciwieństwoe do człowieka. Drzewa tej połaci były także w martwiczym letargu, zbyt ciężkie rany poniosły. Je czeka śmierć. Nie zostanie po nich nawet wspomnienie. Myślał że trafił na dawne cmentarzysko. Dziwne jednak było ono, gdyż co krok, potykał się lub nastąpywał na jakiś oręż... Miecze, szable, topory, włócznie, wikiery ... nie zabrakło tez rynsztunku takiego jak tarcze, pawęże, ciężkie i lekkie zbroje, żelazne rękawice. Narzędzia niosące i pomocnicze w zadawaniu bólu, uśmiercaniu drugiego istnienia. Rozejżał się dookoła. Znów to czuje, znów to okropne uczucie. Obserwacja. Nagle coś dostrzegł, gdzieś tam we mgle. Cień, być może człowieka. Owa postać jednak zniknęła z pola widzenia równie szybko jak się pojawiła. Nie uspokoiło go to jednak, ponieważ wciąż był mas, w nieznamym mu dotąd miejscu. Podążał więc dalej, nie wiedział gdzie, chciał tylko odejść z tąd jak najszybciej. Tym razem na jego drodze pojawiło się coś innego. Były to ścierwa ludzkie, które kiedyś można było nazwać wojownikami lub rycerzami. Dziwne. Tak jakby przeniósł się w czasie. Na niektórych zwłokach dostrzegał jeszcze robactwo które w swym głodowym szale toczyło resztki ścięgien, mięśni i innych tkanek. Odziane w ciężkie pancerze, leżące jeden na drugim. poprzebijane halabardami. Zmiażdżone od potężnych uderzeń wojennych młotów. Choć były to już tylko szkielety, dostrzec można było ból, cierpiernie i strach... a zarazem gniew, agresję, nienawiść. Powietrze miało dziwny... słodkawy zapach. Zapach śmierci? ... nie do opisana, każdy z nas kiedyś go poczuje. Uczucie, że ktoś go odbserwuje było coraz silniejsze... w tle dało się słyszeć złowieszczy śpiew kruków... przeplatany nutami chłodnego wiatru. Coraz większy strach rozdzierał jego umysł. Szarpał nerwy. W jednej chwili, jakby z czeluści piekielnych pochodziła i zstąpiła na ziemię, pojawiła się Wysoka, okryta szerokim płaszczem postać. Na głowie zaś miała wielki kaptur. Chciał przyjżeć się jego twarzy, lecz Mrok starannie ją skrywa. Mroczna postać odwróciła się na pięcie i odchodziła ... znikała we mgle. Chciał podążyć za nią, po kilku krokach stracił Mrocznego Nieznajomego z oczu, sosrzeł jednak coś innego. Intrygujące, tańczące płomienie. Były blisko, o kilka kolejnych kroków dalej. Postanowił podejść ALE... zimna stal mu w tym przeszkodziła. Poczuł jak w jego ciało, z chirurgiczną precyzją, zagłębia się ostrze, trzymane w dłoniach Mrocznej Postaci. Dostrzegł szyderczy uśmiech na jego twarzy, tym razem zakrytej niecałkowicie przez Cień. Gardło zalała krew, która wyciekała ustami, nosem, wlewała się do jamy żołądka oraz płuc. Krztusił się próbując złapać oddech. Osunął się na kolana, Ciemność zapadła całkowita, Ciemność. Czuł jak uchodzi z niego życie, przejmujący chłód i smutek.
para_medic : :
lis 08 2005 Nowe życie...
Komentarze: 5
Chciałbym wam o czymś powiedzieć. A mianowicie chodzi o mój przyszły zawód. Choć zasady dydaktyczne, wiedza oraz umiejętności wtłaczane są we mnie już od poczatku roku szkolnego, to od kilku dni dopiero zaczynam zdawać sobię sprawę jak ogromna odpowiedzialność na mnie spoczywać będzie. Będe miał niemal boską władzę... boską? Może dla tego, że w moich rękach... dłoniach spoczywać będzie życia drugiego człowieka... ode mnie będzie zależeć czy odejdzie do wieczności teraz, a przyczyn zewnętrznych... czy może przyjdzie na niego czas dopiero przy późnej straości. Niekidy będe potężniejszy niż śmierć... wyrywając z jej objęć wiele osób... nieraz mi się uda, ale na pewno będą przypadki w których będe bezsilny... i to jest najgorsze. z TYM będe musiał żyć dalej ... i nie przejmować się TYM, że na moich oczach, człowiek, którego ratowałem... umrze... odejdzie na tamten, być może lepszy świat ... Krzysztof Panufnik, nasz wykładowca z Dydaktyki, wiele mu zawdzięcza, zwłaszcza tego że przez niego znacznie zmienił się mój pogląd na świat... Powiedział bardzo ważne zdanie, a mianowicie: "Ten zawód was zniszczy... padniecie na pysk, będziecie mieli do czynienia ze śmiercią... cierpieniem i jeżeli wasza psychika będzie zbyt słaba... będziecie skończeni (...) dlatego nauczcie się dostrzegać w życiu każdą pozytywną rzecz ... cokolwiek radosnego... " Osobiscie od siebie dodałbym do tego jeszcze kolka słów. Znajdźcie sobie w życi kogoś, w kim będziecie mogli upatrywać sobie podporę, znajdźcie kogoś dla kogo będzie sens wrócić do domu... zasiąść do obiadu, spojżeć mu w oczy... przytulić się. Jutro nastanie nowy dzień, w którym spotkacie się z kolejnymi przeciwnościami... PS. Niedługo pojawi się kolejna Notka, która w przygotowaniu juz jest. Będąca oczywiście kolejnym opowiadaniem, mogącym krążyć przy ognisku...
para_medic : :
lis 08 2005 Moje Życiowe Plany ....
Komentarze: 2
Moje życowe plany... ? Kochać ... i chociaż troszkę... być kochanym...
para_medic : :
lis 01 2005 Noc, Mrok, Zmierzch...
Komentarze: 4
Wieczór. Zbliżająca się noc. Purpurowe niebo, zasnute kołdrą chmur. Gęsty las mieszany. Księżyc wzniósł swą tarczę na bezchmurną część nieba, aby blaskiem odegnać chmurny korzuch, aby blask swój spokojny roztoczyć na ziemię. Zmrok ogarnia połacie lasu, zmrok ogarnia coraz większe obszary. Poprzez korony drzew przebijają się liczne smugi światła księżycowego. Spokuj i harmonia, którą ośmielał się przerywać jedynie wiatr, który swój talent każdemu chciał zaprezentować. Jak on delikatnie potrafi grać na gałązkach krzaków, na konarach potężnych drzew oraz pośród leśnej ściółki. Gra na zmysłach. Tuż nad ziemią zwiewna mgiełka rozpościerała się. Pewna szczupła postać przemierzała drogę poprzez ten ciemny las. Przemierzała go jedną wąską ścieżką, która dawno nie czuła na sobie ludzkiej stopy. Spacerowała tak powoli, owiany myślą samotności i bezmiernego lęku przed czymś nieznamym. W pewnej chwili dopstrzegł on postać. Postać innego wędrowca, lecz nie takiego zwyczajnego. Sam jego widok napawał grozą. Był to upiór. Jego wygląd, zjawa z najgorszych koszmarów. Jego spojżenie, zimne i twarde. Płynął bezszelestnie, tuż nad ziemią, wpatrzony gdzies w dal. Roztaczał tajemniczą mroczną aurę. Coś jakby kazało mu podążać za nim. Równocześnie słyszałem jak z jego wnętrza wydobywa się głos. Przeraźliwie drżący głos, który chciał zaprzeczyć zamiarowi podążania za takemniczą postacią. Śledził upiorną postać, aż do momentu gdy ta nagle przystanęła. szczupły wędrowiec także się zatrzymał, ale stał on sztywno niczym obsydianowy posąg. Każda część jego ciała odmawiała mu posłuszeństwa. Był jakby sparaliżowany, a jego wzrok skierowany był na lewitującego upiora. Spostrzegł, że ów postać dobywa czegoś, co było uwieszone u jego pasa. To coś było szlachetnie zdobionym sztyletem. Rytualnym ostrzem, które niejedną już krew przelało. Widać było jak strach wstąpił w oczy szczupłej, zalanej cieniem postaci. Strach tak potężny jak nigdy przedtem. Dementorowa postać, zwróciła ku niemu swe oblicze. Było ciemno, gra cieni i księżycowego światła oszałamiała zmysły, a wiatr... on jak zwykle był wszedzie. Cichutko przygrywał swą nastrojową melodię. Wśród krzaków, drzew, skał, liści i traw. Nastała cisza, upiorna i mroźna. Stał, a chwila wydawała się wiecznością. Oczekiwanie na nieznane, na cokolwiek. Upiór płynął w powietrzu, tak lekko, tak spokojnie. uniósł ostrze do szyi śmiertelnika. Powolnym i jednostajnym ruchem poprowadził krwawą linię. Przez szyję, kończąc na klatce piersiowej. Tak delikatnie. Niczym rzeźbiarz pieszczący swe dzieło. Rysa na ciele... naznaczenie. Oczy miał zamknięte, aby spróbować ukoić, choć trochę, straszliwy ból. Lecz On mu na to nei pozwolił. Wdarł się głęboko do jego umysłu, potęgując ból. Gdy skończył, unósł swe ostrze wysoko, w blasku księżyca, w przeszywającym jak nigdy mrozie... Uderzył. Z całą swoją mroczną mocą, upostaciowioną w szlachetnie zdobionym sztylecie. Upadł, osunął się bezwładnie na zroszoną, jego własną krwią ziemię. Oczy jego były wciąż zamknięte. Nic nie czuł, ale uświadomił sobie że otwiera oczy. Ujżał ciemność. Była wszędzie, przed, obok ... nad i pod nim. Otaczała go ze wszystkich stron. Powstał, lecz w chwilę po tym upadł. Silny ból powalił go na kolana, po to aby stoczył się się w przepaść. Spadał w odchałń nicości. Nie pamiętał już nic. Do wschody słońca pozostały cztery godziny...
para_medic : :